Wpis ten zawiera podsumowanie rodzinnej wycieczki do Chorwacji, która odbyła się w dniach 30.05. - 05.06.2016 i jest moim subiektywnym podsumowaniem tejże wyprawy...
Od kiedy tylko stałem się dorosłym, zarabiającym na siebie obywatelem chciałem zwiedzić Chorwację. Nie wiedzieć czemu nigdy nie ciągnęło mnie do ciepłych, wakacyjnych krajów nad morzem śródziemnym, do Hiszpanii, Francji, Włoch. Nie chciałem jechać do Grecji czy Portugali. Nie po drodze była mi słoneczna Bułgaria czy Egipt i Tunezja. Gdybym wierzył w reinkarnację to śmiał bym stwierdzić, że musiałem być w poprzednim życiu Chorwatem…
Ten dziwny magnetyzm zrodził się w 2005. Niestety wówczas, jako absolwent studiów wyższych z niezbyt wysokimi zarobkami nie mogłem pozwolić sobie na wyjazd poza granice kraju, potem w 2007 roku przyszło się żenić, ustatkować się i w 2008 roku zmienić mieszkanie. W 2010 roku nadeszło kolejne szczęście. Narodziły się Nasze dzieci – bliźnięta, a Chorwacja czekała. Morze czekało i góry czekały, a My odkładaliśmy podróż w nieznane z roku na rok, po części bojąc się wielkich wydatków związanych z podróżą lub też borykając się z codziennymi troskami związanymi z wychowaniem dzieci. Aż przyszedł rok 2016. Rok zmian na gruncie zawodowym dającym większe możliwości finansowe, rok w którym dzieci mają już 6 lat i są gotowe na podbój świata w szkole, rok w którym czas zacząć spełniać swoje małe marzenia.
Od kiedy tylko stałem się dorosłym, zarabiającym na siebie obywatelem chciałem zwiedzić Chorwację. Nie wiedzieć czemu nigdy nie ciągnęło mnie do ciepłych, wakacyjnych krajów nad morzem śródziemnym, do Hiszpanii, Francji, Włoch. Nie chciałem jechać do Grecji czy Portugali. Nie po drodze była mi słoneczna Bułgaria czy Egipt i Tunezja. Gdybym wierzył w reinkarnację to śmiał bym stwierdzić, że musiałem być w poprzednim życiu Chorwatem…
Ten dziwny magnetyzm zrodził się w 2005. Niestety wówczas, jako absolwent studiów wyższych z niezbyt wysokimi zarobkami nie mogłem pozwolić sobie na wyjazd poza granice kraju, potem w 2007 roku przyszło się żenić, ustatkować się i w 2008 roku zmienić mieszkanie. W 2010 roku nadeszło kolejne szczęście. Narodziły się Nasze dzieci – bliźnięta, a Chorwacja czekała. Morze czekało i góry czekały, a My odkładaliśmy podróż w nieznane z roku na rok, po części bojąc się wielkich wydatków związanych z podróżą lub też borykając się z codziennymi troskami związanymi z wychowaniem dzieci. Aż przyszedł rok 2016. Rok zmian na gruncie zawodowym dającym większe możliwości finansowe, rok w którym dzieci mają już 6 lat i są gotowe na podbój świata w szkole, rok w którym czas zacząć spełniać swoje małe marzenia.
Obiecałem sobie że przed 40-tką zwiedzę już choć kawałek
tego pięknego kraju. I oto nadchodzi dzień 30 maja 2016 roku. Dzień, który mam
nadzieję zapadnie w pamięć do końca mojego życia, dzień w którym lecimy do
Chorwacji. Pragnę opisać swoją podróż i pokazać Wam szanowni czytelnicy, że można
zwiedzić Chorwację bez kupowania drogich wycieczek, bez korzystania z biur
podróży i przede wszystkim bez samochodu. Pokaże Chorwację taką jaką widzę ją
Ja i Moja Żona, jaką widzą ją moje dzieci . Chorwację zza szyb autobusu,
Chorwację cichą i spokojną , nie sprzed basenowego hotelu z klimatyzacją, a
ławeczki przy kościółku, z kamienistej drogi pełnej jaszczurek wygrzewających
się w słońcu z ogródka przed domkiem gdzie rosną oliwki i figi. Zaczynajmy
zatem niech się stanie… Kelmaniaki ruszają na podbój „świata”
30 maja.
Podróż Naszą rozpoczynamy w Berlinie na lotnisku Schonefeld. Jest godzina 6:00 i oczywiście jako, że jest to Nasz pierwszy przelot samolotem i Nasza pierwsza wizyta w Berlinie – przybyliśmy na lotnisko za wcześnie. Pewnie zapytacie dlaczego wybraliśmy akurat samolot. Ano dlatego, że latanie samolotem jest tanie! ( o wygodzie już nie wspomnę). Za odpowiednio wcześniej zarezerwowany lot płacimy odpowiednio 30 Euro do Zadaru i 19,90 Euro powrotem od osoby. Wykupiliśmy dodatkowo miejscówki w samolocie oraz bagaż rejestrowany . Łącznie cała taka podróż z dojazdem z Polski do Berlina odpowiada cenie jaką zapłacilibyśmy za dojazd do Chorwacji samochodem, wliczając koszty paliwa LPG, winiet na autostradach i noclegów na trasie. Oczywiście każdy z Nas wyposażony jest w odpowiednią torbę dziesięciokrotnie przeze mnie zważoną i zmierzoną. Wychodzi ze mnie mój wrodzony talent do panikowania przed wszystkim co nowe i nieznane. Siedzę na lotnisku jak na szpilkach. Z języka znam kilka słów po niemiecku i w głowie tworze sobie obrazy i sytuacje, a co będzie jak bagaż będzie za duży, a może bilety są nieważne, a może z dokumentami coś nie tak. Ostatecznie wysyłam Agę (tak ma na imię moja Żona) odprawić bagaż rejestrowany. Wszystko okazuje się łatwiejsze niż myślałem. Po odprawieniu bagażu i przejściu przez kontrolę osobistą oraz kolejnej godzinie oczekiwania wsiadamy do samolotu. Jest godzina 8:45 samolot kołuje, a ja jestem lekko przerażony. Nie będę pisał o locie, bo musiałbym założyć kolejnego bloga….
Podróż Naszą rozpoczynamy w Berlinie na lotnisku Schonefeld. Jest godzina 6:00 i oczywiście jako, że jest to Nasz pierwszy przelot samolotem i Nasza pierwsza wizyta w Berlinie – przybyliśmy na lotnisko za wcześnie. Pewnie zapytacie dlaczego wybraliśmy akurat samolot. Ano dlatego, że latanie samolotem jest tanie! ( o wygodzie już nie wspomnę). Za odpowiednio wcześniej zarezerwowany lot płacimy odpowiednio 30 Euro do Zadaru i 19,90 Euro powrotem od osoby. Wykupiliśmy dodatkowo miejscówki w samolocie oraz bagaż rejestrowany . Łącznie cała taka podróż z dojazdem z Polski do Berlina odpowiada cenie jaką zapłacilibyśmy za dojazd do Chorwacji samochodem, wliczając koszty paliwa LPG, winiet na autostradach i noclegów na trasie. Oczywiście każdy z Nas wyposażony jest w odpowiednią torbę dziesięciokrotnie przeze mnie zważoną i zmierzoną. Wychodzi ze mnie mój wrodzony talent do panikowania przed wszystkim co nowe i nieznane. Siedzę na lotnisku jak na szpilkach. Z języka znam kilka słów po niemiecku i w głowie tworze sobie obrazy i sytuacje, a co będzie jak bagaż będzie za duży, a może bilety są nieważne, a może z dokumentami coś nie tak. Ostatecznie wysyłam Agę (tak ma na imię moja Żona) odprawić bagaż rejestrowany. Wszystko okazuje się łatwiejsze niż myślałem. Po odprawieniu bagażu i przejściu przez kontrolę osobistą oraz kolejnej godzinie oczekiwania wsiadamy do samolotu. Jest godzina 8:45 samolot kołuje, a ja jestem lekko przerażony. Nie będę pisał o locie, bo musiałbym założyć kolejnego bloga….

Lot trwa ok. 1:50h i w Zadarze lądujemy ok. 10:50. Już wiem, że mi się podoba.
Gdy podchodzimy do lądowania robimy kółeczko nad lotniskiem i zza chmur
wyłaniają się pierwsze krajobrazy znane wcześniej tylko z Internetu i
niezliczonych opowieści na forach. A przecież to dopiero początek Naszej
przygody. Wysiadamy na lotnisku w Zadarze i pierwsze odczucie: Kurcze! Co tak
zimno? Jest cos koło 20 stopni C a nad Nami kłębią się białe chmury
przysłaniając co rusz słońce. Na lotnisku, które jest bardzo dobrze skomunikowane
z centrum Zadaru czeka już autobus. Jeżeli ktoś ma parę Kun więcej może podjechać
w wyznaczone miejsce taksówką. My
zaplanowaliśmy to inaczej. Wynajmujemy pokój u Dario Orlovica i tenże
właściciel zaproponował nam transfer z lotniska do Tribunj, gdzie wynajęliśmy
apartament tuz przy plaży Bristak. Wsiadamy do auta Daria i jedziemy na Naszą
miejscówkę podziwiając widoki za oknem.
W Tribunj – Naszym miejscu docelowym i wypadowym dalszych podróży jesteśmy o
godz. 12:00. Miasteczko od razu nas zachwyca. Ciche, skromne i małe stare
miasto. Kilka sklepów, mały ryneczek z świeżymi warzywami i owocami, dwie
lodziarnie, kilka restauracji, kościółek na górce. Nie ma hoteli, willi z
basenami, nie ma tłumów turystów, nie ma zgiełku i hałasu.
Idziemy na swój pierwszy spacer. Zwiedzamy każdą uliczkę,
szukamy nie wiadomo czego, wszystko jest takie nowe, takie inne.
Od razu rzuca nam się w oczy spokój mieszkających tu ludzi.
Ma się wrażenie (i pewnie po części tak
jest ), że ludzie Ci nie mają codziennych trosk, nie pędzą bez opamiętania za
pieniądzem jak Mu mieszkańcy wielkich miast. Wieczorem miejscowi spotykają się w
knajpkach pod parasolkami w resztkach promieni słońca wypijają kieliszek
białego wina lub piwo. Kilku starszych Panów siedzi przy marinie z wędkami w
ręku – dzisiaj nic nie bierze. Nasz dzień pełen wrażeń powoli dobiega końca. Po
takim pełnym wrażeń dniu nie mam już siły pisać czegokolwiek. Nie chcę zresztą
zanudzać. Tyle wrażeń, tyle nowych rzeczy dzisiaj widziałem, tyle dzisiaj
wszyscy razem i każdy z osobna przeżyliśmy, że trzeba się dobrze wyspać, żeby
wszystko się w głowie ułożyło. Jutro napisze cos więcej o miejscowości, o
Chorwatach i o tutejszych plażach. Dobranoc.
31 maja
Noc była zimna. Myślałem, że w Chorwacji jest cieplej. Może i jest – w lipcu,
ale w maju tego roku jest chłodno.
Mieszkamy w wynajętym apartamencie Plaza zaledwie kilkanaście metrów od plaży.
Apartamenty są skromne, ale nam jak najbardziej wystarczą. Są dwie sypialnie, ubikacja, prysznic i mała kuchnia w pełni zaopatrzona. Przed wejściem wybetonowany (niestety) taras. Od wejścia do morza dzieli nas tylko kilkanaście kroków i to nas cieszy najbardziej. W ogrodzie pną się winorośla, rosną oliwki i drzewa nieznanego mi rodzaju.
Widok sprzed domku w kierunku plazy.
Domek w którym zamieszkaliśmy.
Plaża Bristak w Tribunj.






Jeszcze tylko pamiątkowa fotka pod pomnikiem żołnierzy poległych w wojnie na Bałkanach i możemy wracać do naszego cichego i klimatycznego Tribunj.
Wracamy również pieszo, troszkę zmęczeni, ale szczęśliwi. Wieczorem odwiedzamy jeszcze nasze Tribunj by zjeść po gałce lodów od Pana cukiernika, który zna wszystkie językach świata, a przynajmniej zna smaki lodów we wszystkich językach świata. Wdrapujemy się też na wzniesienie górujące nad Tribunj, by podziwiać zachód słońca. Zapowiada się kolejna chłodna noc. Dobranoc.

W dalszej części podroży warto również zajrzeć do ogrodu przy franciszkańskim klasztorze św. Wawrzyńca. Piszę zajrzeć ponieważ miejsce to choć zachwalane przez tubylców nie zrobiło na nas większego wrażenia.
Jako, że w dniu dzisiejszym obchodzimy dzień dziecka w kilku słowach opowiem Wam o atrakcji dla dzieci jaką niewątpliwie jest plaża.

Plaża Bristak - to plaża położona na skraju miejscowości, po jego wschodniej stronie. Woda jest krystalicznie czysta, a na plaży co w Chorwacji nie jest częste można posiedzieć i pobawić się z dziećmi w piasku. Co prawda piasek przypomina raczej żwir wiślany, ale jest.Budować zamków się z niego nie da, za to przesypywanie go z prawej na lewa stronę i z powrotem jest wykonalne. Na plaży w sezonie czynna jest knajpka, gdzie można zjeść pizzę lub inne rarytasy ( w czerwcu wszystko jeszcze było zamknięte) oraz napić się napojów chłodzących. Istnieje również wypożyczalnia leżaków. Plaża jest idealna dla rodzin z dziećmi przede wszystkim dlatego , że jest płytka i można wejść w morze na kilka metrów bez ryzyka wpadnięcia w podwodny "dół". jak wszędzie w Chorwacji, tak i tutaj w wodzie za kamieniami czają się jeżowce, które łatwo nadepnąć, dlatego do kąpieli konieczne są buty z gumowa podeszwą. Woda jest masakrycznie wręcz słona i niewyobrażalnie czysta. ktoś kto był kiedyś w Ciechocinku i smakował solanki z tężni ten wie co to słona woda i zapewniam, że ta ma podobny smak. Warto zaopatrzyć się w maskę, rurkę i płetwy, gdyż nurkowanie w Adriatyku należy do przeżyć niezapominanych. Już kilka metrów od brzegu, nie starając się specjalnie można natrafić na egzotyczne kolorowe ryby. Kształty i kolory rybek przypominają te, które spotykamy w słodkowodnych akwariach w sklepach zoologicznych. Ciekawość wzbudzają także zwierzęta, które nie sposób dopasować do żadnych innych widzianych w Polsce.




Druga z plaż w Tribunj umiejscowiona w północno - zachodniej części miejscowości. Plażą na skałkach, częściowo betonowa. Jest to plaża idealna dla ludzi lubiących pływać, skakać do wody i nurkować na dużych głębokościach. Większość wejść do wody to drabinki. Plaża zdecydowanie dla umiejących pływać. Nie nadaje się dla rodzin z dziećmi, no i niestety straszy betonem. Na plaży znajdują się natryski i mini-bary z przekąskami.

W dniu dzisiejszym postanowiliśmy zrobić rekonesans i wybrać się do pobliskiej miejscowości Vodice. Vodice są miasteczkiem typowo turystycznym, większym i nastawionym na tłumy letników. Po zjedzeniu śniadania wyruszamy. Idzie się kamienistą drogą wzdłuż plaży.

Po drodze mijamy zapomnianą już plażę naturystyczną. Piszę zapomnianą, bo mimo ładnej pogody naturystów brak, a o plaży dowiadujemy się z napisu na betonowym bloku: "FKK". Napis ten to skrót od niemieckich słów Frei Körper Kultur czyli w wolnym tłumaczeniu kultury wolnego ciała i oznacza się nim miejsca gdzie można a nawet należy opalać się nago.
Po ok. 20 minutach docieramy do Vodic. Pierwsze zaskoczenie - plaża. Nieciekawa, wręcz brzydka. Niby byłem przygotowany na to, że plaże w Chorwacji bywają betonowe, ale wszystkie te lata spędzone nad naszym Bałtykiem utwierdziły mnie w przekonaniu, że plaża powinna być z piasku, a tu niespodzianka.
Vodice zwiedzamy głównie w kierunku odnalezienia dworca autobusowego i sprawdzenia rozkładu jazdy. Trafienie na dworzec, mimo posiadanej przez nas mapy okazuje się nie lada wyczynem. Dworzec lub jak się później okazuje "postój dla autobusów" z jednym peronem jest umiejętnie schowany pomiędzy marketem a małymi sklepikami i mijamy go dwukrotnie zanim jesteśmy w stanie na niego trafić.
Po dotarciu na dworzec czeka nas kolejna niespodzianka. Miła niespodzianka. Na miejscu okazuje się, że Vodice jest bardzo dobrze skomunikowane z zarówno okolicznymi miejscowościami jak i dalszymi zakątkami Chorwacji. Bez problemu można stąd dojechać wszędzie i w zasadzie o każdej porze. Są też różni przewoźnicy. Będąc jeszcze w Polsce i planując nasza wycieczkę szukałem połączeń autobusowych do Splitu, Trogiru, Dvernika, Zadaru i innych...i nie znalazłem lub znalazłem tylko niektóre. A tu proszę. Połączeń jest sporo i da się dojechać w zasadzie wszędzie.
Na miejscu dowiadujemy się także, że istnieją połączenia, których nie ma na rozkładzie, ale autobusy jeżdżą. No cóż, organizacyjnie nie najlepiej, ale cieszy nas, że możemy bez problemu dostać się we wszystkie miejsca, w które planowaliśmy.
Po dokładnym zadaniu połączeń autobusowych zwiedzamy Vodice.
Linia brzegowa miasteczka to jedna wielka marina pełna motorówek, małych łódek żaglowych jak i luksusowych jachtów. Miłośnicy spędzania czasu na wodzie na pewno nie będą zawiedzeni i bedą mogli nacieszyć oczy. Na mnie ten przepych nie robi jakoś wrażenia. Po miasteczku chodzimy trochę po omacku, wchodzimy w przypadkowe uliczki i cieszymy oczy kamienną zabudową jakże inna od tego co na co dzień widzimy w Polsce.
Po krótkiej wycieczce kamiennymi uliczkami docieramy do murów kościoła. Jest to Kościół parafialny pod wezwaniem Św. Krzyża budował znany mistrz dalmatyńskiego baroku, Ivan Skok. Dla zainteresowanych odsyłam do jednego z wielu linków nt. kościoła: http://www.vodice.hr/pl/doswiadczyc-vodic/dziedzictwo-kluturowe/kosciol-parafialy-sw-krzyza/1984
Po krótkiej wizycie u bram kościółka (gdyż niestety był on zamknięty dla zwiedzających) schodzimy jeszcze na nabrzeże nacieszyć oczy palmami rosnącymi w pobliżu. Po drodze mijamy niezliczone ilości knajpek i restauracji, których pracownicy z uśmiechem zaczepiają nas na ulicy proponując posiłek i/lub napitek. Niestety ceny chorwackie nie są na nasza kieszeń i obiad w restauracji, a tym bardziej na nabrzeżu w Vodicach pozostaje poza możliwościami naszego szczupłego portfela.
Wybierając się do Vodic warto na samym początku odwiedzić Informację Turystyczną gdzie zasięgniemy wszelkich informacji dotyczących zabytków miasteczka, zaopatrzymy się w mapy, plany ścieżek rowerowych itd.
My, IT zlokalizowaliśmy dopiero po zwiedzeniu Vodic. :)
Vodice są na prawdę bardzo dobrze przygotowane na wizytę turystów i w IT dostaniemy zarówno mapy miejscowości jak i broszury reklamowe z opisem zabytków, restauracji, ścieżek rowerowych, pomników przyrody etc.


Noc rzeczywiście była chłodna. Ranek również jest rześki i przypomina wiosenne poranki w Polsce. Mam wrażenie, że w Chorwacji bardzo szybko robi się ciepło, a słońce szybciej niż w Polsce osiąga zenit i świeci w tym zenicie dłużej ;). nie znam się na tym więc pozostawiam to bez komentarza. Po sprawdzeniu pogody, która w dniu dzisiejszym nie ma być letnia, a raczej wiosenna decydujemy się na wycieczkę do Szybenika (Šibenik). O miejscowości nie będą się za dużo rozpisywał, gdyż internet jest pełen informacji na temat ego miasta.
http://crolove.pl/sibenik-zabytkowe-miasto-kuszace-zatoka/
Po obwitym śniadaniu składającym się z pysznego chleba, świeżych pomidorów oraz wędlin i serów przywiezionych z Polski udajemy się pieszo do Vodic na autobus.
A propos śniadania: Chorwaci pieką pyszny chleb (Kruh). Nie dość, że bochenki wyglądają i pachną przepięknie to jeszcze ich pieczywo smakuje wyśmienicie. Na śniadanie wziąłem pół bochenka wielkiego, okrągłego pięknie wypieczonego chleba. Skórka była chrupiąca a w środku pieczywa (co ja osobiście uwielbiam) były dziury :). Śniadanie na tarasie przy śpiewie ptaków tuż pod krzewami winorośli smakowało wyśmienicie.

Dochodzimy do dworca i czekamy na autobus. A autobusy w Chorwacji są różne. Linie dalekobieżne to autobusy z klimatyzacją, gdzie wchodzisz do pojazdu, zajmujesz miejsce i czekasz. Poodchodzi pan konduktor. Tak, tak, konduktor w autobusie, pyta się gdzie jedziesz i z magicznej torby, którą nosi na ramieniu sprzedaje ci bilet. Jedziesz wygodnie, fotele są rozkładane, wszystko jest czyste i świeże, działa lampka nad głowa i ustawienia nawiewu oraz klimatyzacji. Po dojechaniu do kolejnej miejscowości pan kierowca przez głośniki oznajmia gdzie jesteśmy i ogłasza ewentualna przerwę.
Oczywiście istnieje tez druga strona medalu - autobusy podmiejskie rodem z komedii "Miś". Stare, wysłużone, pamiętające pewnie czasy około-jugosłowiańskie trupy :). Takie autobusy jeżdżą na liniach podmiejskich. Gąbka wydarta z siedzeń, czy fotele popisane flamastrami to norma. Kasa fiskalna nie istnieje, a bilety kosztują różnie, bo i przewoźników wielu. Do takiego autobusu wsiadamy i powiem szczerze mnie to cieszy, bo przypominają mi się czasy młodości :).
Bilet kosztuje 18 Kn + 9 Kun dziecko w wieku 6 lat (lub jak to w Chorwacji (6 godin).
Dojeżdżamy po kilkunastu minutach i zaczynamy zwiedzać miasteczko. O zabytkach i Szybeniku nie będę się rozpisywał, bowiem internet jest pełen opisów. Powiem tylko, ze na prawdę warto. Miasto jest cudne, jego klimat, zabytki, wąskie uliczki i zaklęte w czasie kamienice są cudowne. przy odrobinie wyobraźni można poczuć się jak w czasach średniowiecznych. Po uliczkach krąży się jak w labiryncie. Zwiedzanie bez planu czy mapy zabytków traci sens, gdyż ulice mają często 1,5 metra szerokości i kilka pięter wysokości zatem ciężko wypatrzeć punkty orientacyjne, a zarazem łatwo krążyć w kółko i się zgubić.Pozostawiam Was z kilkoma zdjęciami tego średniowiecznego miasta.





Główną atrakcją, która przychodzi nam dzisiaj zwiedzić jest Katedra św. Jakuba zbudowana w l. 1431 - 1536. Miłym zaskoczeniem dla nas jest fakt, że broszury i ulotki dotyczące zarówno Szybenika jak i katedry drukowane są w języku polskim przez co możemy w pełni świadomi tego gdzie jesteśmy zwiedzać miasto. Przed wejściem do kościoła Panie zobowiązane są do zakrycia nóg długą spódnicą - przy wejściu można pożyczyć chustę do przewiązania się w pasie. Panowie zobowiązani są do długich spodni i koszulki z choćby krótkim rękawkiem.
http://crolove.pl/sibenik-zabytkowe-miasto-kuszace-zatoka/
Po obwitym śniadaniu składającym się z pysznego chleba, świeżych pomidorów oraz wędlin i serów przywiezionych z Polski udajemy się pieszo do Vodic na autobus.
A propos śniadania: Chorwaci pieką pyszny chleb (Kruh). Nie dość, że bochenki wyglądają i pachną przepięknie to jeszcze ich pieczywo smakuje wyśmienicie. Na śniadanie wziąłem pół bochenka wielkiego, okrągłego pięknie wypieczonego chleba. Skórka była chrupiąca a w środku pieczywa (co ja osobiście uwielbiam) były dziury :). Śniadanie na tarasie przy śpiewie ptaków tuż pod krzewami winorośli smakowało wyśmienicie.
"Kasa fiskalna" w chorwackich autobusach. |
Dochodzimy do dworca i czekamy na autobus. A autobusy w Chorwacji są różne. Linie dalekobieżne to autobusy z klimatyzacją, gdzie wchodzisz do pojazdu, zajmujesz miejsce i czekasz. Poodchodzi pan konduktor. Tak, tak, konduktor w autobusie, pyta się gdzie jedziesz i z magicznej torby, którą nosi na ramieniu sprzedaje ci bilet. Jedziesz wygodnie, fotele są rozkładane, wszystko jest czyste i świeże, działa lampka nad głowa i ustawienia nawiewu oraz klimatyzacji. Po dojechaniu do kolejnej miejscowości pan kierowca przez głośniki oznajmia gdzie jesteśmy i ogłasza ewentualna przerwę.
Oczywiście istnieje tez druga strona medalu - autobusy podmiejskie rodem z komedii "Miś". Stare, wysłużone, pamiętające pewnie czasy około-jugosłowiańskie trupy :). Takie autobusy jeżdżą na liniach podmiejskich. Gąbka wydarta z siedzeń, czy fotele popisane flamastrami to norma. Kasa fiskalna nie istnieje, a bilety kosztują różnie, bo i przewoźników wielu. Do takiego autobusu wsiadamy i powiem szczerze mnie to cieszy, bo przypominają mi się czasy młodości :).
Bilet kosztuje 18 Kn + 9 Kun dziecko w wieku 6 lat (lub jak to w Chorwacji (6 godin).

Główną atrakcją, która przychodzi nam dzisiaj zwiedzić jest Katedra św. Jakuba zbudowana w l. 1431 - 1536. Miłym zaskoczeniem dla nas jest fakt, że broszury i ulotki dotyczące zarówno Szybenika jak i katedry drukowane są w języku polskim przez co możemy w pełni świadomi tego gdzie jesteśmy zwiedzać miasto. Przed wejściem do kościoła Panie zobowiązane są do zakrycia nóg długą spódnicą - przy wejściu można pożyczyć chustę do przewiązania się w pasie. Panowie zobowiązani są do długich spodni i koszulki z choćby krótkim rękawkiem.
Po wizycie w Katedrze udajemy się jeszcze klimatycznymi uliczkami Szybenika pod mury katedry św. Miachała.

W drodze powrotnej na dworzec autobusowy odwiedzamy jeszcze pomnik Króla Chorwacji Petara Kresimira IV.
Pora wracać. Zmęczeni całodniową wycieczką wracamy na dworzec autobusowy. Tym razem wszystko wskazuje na to, że będziemy jechać autobusem "tych lepszych" linii. Na dworcu próbujemy jeszcze bałkańskiego specjału, którym jest burek z sirem, czyli bułka z ciasta przypominającego ciasto francuskie z białym serem (twarogiem na słono) w środku.
Po krótkiej podroży wysiadamy w Vodicach skąd znaną nam już trasą po 30 minutach lądujemy w apartamentach w Tribunj. Pora spać. Dobranoc.
CIEKAWOSTKI:
1.Chorwaci używają klaksonu w autach niemalże non-stop. Nie robią jednak tego, by kogoś ostrzec czy zwrócić mu uwagę. Robią to na przywitanie i pozdrawiają się w ten sposób. Idąc ruchliwą ulica w każdej minucie słychać krótkie trąbnięcia, które nieprzyzwyczajonego nie-tubylca przyprawiają o ból głowy. albo się człowiek wystraszy, albo co chwila przeszkadzają mu w wypoczynku ;) Po kilku dniach idzie przywyknąć, a jako, że Chorwaci wydali mi się bardzo mili i uprzejmi spodobał mi się ten zwyczaj.
2. Chorwaci nie używają kierunkowskazów, a jeśli już ich użyją to mam wrażenie, że przez przypadek :P
3. Dużo Chorwatów jeździ skuterami, natomiast (szczególnie w małych miejscowościach) kaski są dla nich zbędnym balastem.
4. Chorwaci zaokrąglają ceny w sklepach i często jeśli nie mają reszty to ci jej nie wydają. Nikt nie robi z tego problemu, bo gdy ty nie masz kilku "groszy" również możesz dopłacić "przy okazji". Mowa tutaj o kwotach rzędu do ok. 50 polskich groszy...
5. Chorwacki język jest prosty i podobny do naszego. Łatwo się nauczyć podstawowych zwrotów już w kilka dni. Pamiętajmy jednak, ze gdy Chorwat mówi do nas jedź "prawo" to znaczy, że masz jechać prosto, wszyscy "hvala" cię w sklepie. Hvala znaczy dziękuję. "Godina" to rok...i wiele, wiele innych.
6. Chorwackie starsze kobiety chodzą ubrane od stó do głów na czarno. Nie są jednak w żałobie. Taki tu zwyczaj.
6. Zielone jaszczurki, których pełno na rozgrzanych chodnikach, złapane za ogon, ogona nie odrzucą tak jak to pewnie wszyscy słyszą w legendach miejskich - tylko uryzą cie w palec - sprawdzone osobiście :)
6. Na bazarze w Trogirze ciężko przejść. Sprzedawcy zaczepiają nas, co prawda grzecznie, ale uporczywie i wpychają nam do rąk swoje towary. Jest to miłe, ale gdy nie chcemy za dużo kupować lub trafiliśmy tam przypadkiem stawia nas to w niezręcznej sytuacji.
7. Polne drogi usypane są z kamieni pozyskiwanych z kamieniołomów. Kamienie są ostre jak żyletki. Moja córka miała spotkanie z takim kamieniem, przez co zyskała pamiątkę z Chorwacji na całe życie - dwa szwy na czole.
Zaznaczam, że wszelkie zauważone przeze mnie i umieszczone w dziale "Ciekawostki" informacje są moim subiektywnym odczuciem i nie mają na celu obrażenie kogokolwiek...
1 czerwca. Dzień Dziecka.
O plaży w Vodicach już pisałem. Choć woda na niej jest krystalicznie czysta, a sama plaża jako kapielisko jest świetnie zorganizowana to wypoczynek na platformach betonowych przy zagęszczeniu turystów niczym w mrowisku do najprzyjemniejszych nie należy. Tribunj to już zupełnie inna bajka. Plaże są dwie: Bristak i Zamalin.





Plaża Zamalin.




Po porannym rekonesansie plaż, zrobieniu zakupów i kąpieli w zimnym morzu zdecydowaliśmy, że wczesnym popołudniem wybierzemy się na zwiedzanie kolejnego miasta. Wybór padł na Trogir - założone w III wieku p. n. e. miasto portowe z przepiękną starówką. Ruszamy przetartą ścieżką do Vodic, a stamtąd autobusem do Trogiru. Droga jest przepiękna. Jedziemy górskimi ścieżkami Dalmacji, co rusz zza rogu wyłania się piękna panorama czy widok na urokliwą zatoczkę z zapominaną przez turystów plażą. Mijamy małe miejscowości turystyczne, a autobus wije się wąskimi serpentynami to w górę to w dół. Podróż trwa ok. 1,5 h i kosztuje naszą czwórkę: 111,20 KN (ok. 65 zł).
Cevapi to mięso zrolowane w coś na kształt walca, wyjątkowo słone w smaku. Podawane jest w bułce z sezamem wraz z kawałkiem sałaty, ogórkiem, papryka, kozim serem i sosem paprykowym słodko-kwaśnym. Mięso w moim subiektywnym odczuciu jest przesolone i nie różni się oprócz kopalni soli w nim zawartej od naszych typowych mielonych. Przyrządzane jest (łącznie z bułka) na ruszcie/grillu i kosztuje 24 KN ( ok. 14 zł).
Po obfitym posiłku udajemy się w zabytkową część Trogiru w poszukiwaniu Informacji Turystycznej. Znajdujemy ją i tu pierwsza niespodzianka. Vodice i Szybenik mimo ze uboższe w zabytki i rzadziej odwiedzane przez turystów pełne są broszurek, przewodników, planów zwiedzania w różnych językach, a tu klops!. Dostajemy jedną, jedyną mapkę.
Dodaj napis |

Gdybym chciał opisać to co widziałem tam na miejscu lub umieścić tutaj fotorelację musiałbym napisać osobny post. Dlatego jedyne co powiem to to, że Trogir jest miastem, które koniecznie trzeba zobaczyć i nie wyobrażam sobie, by ktoś kto przejeżdża przez Dalmację nie zahaczył choćby na chwilę o Trogir. Szczerze polecam.
Po zwiedzeniu katedry odpoczywamy chwilę w cieniu loggi miejskiej pod wieżą zegarową wsłuchując się w koncert miejscowego kwartetu, a nastepnie kroki swoje kierujemy w stronę promenady.
Promenada pełna jest palm. które na mnie w szczególności robią wrażenie.

Podróż po mieście Trogir dobiega końca.
Zmęczeni całodzienną wycieczką wracamy do Tribunj. Dzień dobiega końca. Obiecujemy sobie, ze jutro robimy dzień odpoczynku, dzień przeznaczony tylko i wyłącznie na lenistwo i odpoczynek na plaży. Jesteśmy w Vodicach o 19:00 - szaleńcze tempo, ale udało się ;) ...
2 czerwca.

Postanowiłem wrzucić mapkę z zaznaczeniem kilku istotnych miejsc...
1. Apartamenty Plaza

3. Przystanek Autobusowy ( W 2016 r. nie istaniał, gdyż remonty dróg w Tribunj uniemożliwiały wjazd do centrum miasteczka autobusom)
4. Lodziarnia, a zaraz na przeciwko sklep mięsny (Mesnica - uwaga otwarty pon. - pt. do godz. 13:00) oraz ryneczek z świeżymi warzywami i owocami.
5. Market Konzum - największy i jedyny w pełni samoobsługowy (wielkość 1/4 małej Biedronki) otwarty również w weekendy.
6. Bank i kantor - uwaga bank pobiera prowizję od wymiany Euro na Kuny w wysokości 1% wartości. Wymienić pieniądze lepiej w Vodicach w jednym z wielu kantorów lub wypłacić na zewnątrz banku w bankomacie.
7. Betonowa plaża.
8. Punkt widokowy z ławeczką i pięknym widokiem na zachody słońca.
9. i 10. Dwie restauracje (z wielu w Tribunj) w których jedliśmy pizzę i spaghetti z owocami morza. Serdecznie polecam. Miejscowi częściej zatrzymują się na wyspie :) (10.)
11. Informacja turystyczna i poczta.
12. Drugi duży sklep w części samoobsługowy z pysznym świeżym pieczywem rano. Dobre ceny!
Kilka słów wyjaśnienia w sprawie czasowo nieistniejącego w Tribunj przystanku autobusowego. W 2016 r. w miasteczku trwały prace remontowe dróg zakrojone na szeroką skalę i autobusy, które powinny dojeżdżać do centrum miejscowości zwyczajnie do niej nie wjeżdżały. Dlatego też chcąc zwiedzać okolicę codziennie chadzamy do Vodic.
Dzisiejszego dnia postanowiliśmy skorzystać z poprawiającej się pogody i planujemy zwiedzić wyspę Murter. Wyspa Murter szczególnych zabytków nie posiada, ale zachwyca przepięknymi plażami ze złotym piaskiem i krystalicznie czystą, niebieska wodą niczym na pocztówkach z dalekich krajów. Wyruszamy zatem na weryfikację. Tęsknię za drobnym piaskiem pod stopami, którego tutaj jak na lekarstwo. Ruszamy standardowo do Vodic. Tam w autobus i po 50 minutach jazdy wysiadamy na wyspie. Tutaj Chorwacja wygląda bardziej zwyczajnie.
Wysiadamy w miejscowości o tej samej nazwie co wyspa. Na przystanku - brak rozkładu jazdy, brak jakichkolwiek informacji, drogowskazów. Przy pomocy młodego tubylca znającego język angielski dogadujemy się z kierowca, który nas przywiózł i planujemy powrót. Mam wrażenie, że nikt tutaj tak naprawdę nie wie czy i kiedy przyjedzie następny autobus. Jako, że dzisiaj zaplanowaliśmy plażowanie, aż do znudzenia, udajemy się w kierunku słynnej w tej okolicy plaży Slanica.
Idziemy brudną betonową drogą, przez pole, przez łąkę. Droga dojścia do plaży w niczym nie przypomina Chorwacji, którą pokazują nam biura podróży. W końcu dochodzimy na plażę. Co tu się rozpisywać. Plaża wygląda przepięknie.

Woda rzeczywiście jest krystalicznie czysta, stąpamy po miałkim, przypominając bałtycki, piasku. Woda jest płytka, a jej kolor w blasku słońca przypomina kolor nieba. Jest pięknie...

A teraz druga strona medalu. Ta której nie znajdziecie w katalogach i folderach biur podróży.
Sama plaża czyli miejsce gdzie można rozłożyć leżak czy kocyk jest nieskończenie mała, nieskończenie wąska i okropnie brudna. Gdy już znajdziesz miejsce, żeby się położyć odpoczynek umila lub zakłóca ci (* niepotrzebne skreślić) muzyka z barów, które masz tuż za plecami. Przypominam, że jest początek czerwca. Aż strach pomyśleć co się dzieje tutaj w szczycie sezonu.
Jako, że nie jestem fanem leżenia na plaży i ciągle mnie gdzieś niesie postanowiłem pozwiedzać troszkę wybrzeże. Pobliskie "plaże" są skaliste, ale jeśli szukałbym odpoczynku od cywilizacyjnego zgiełku to tylko tam - na skałach o które rozbija sie błękitny Adriatyk.
Wysiadamy w miejscowości o tej samej nazwie co wyspa. Na przystanku - brak rozkładu jazdy, brak jakichkolwiek informacji, drogowskazów. Przy pomocy młodego tubylca znającego język angielski dogadujemy się z kierowca, który nas przywiózł i planujemy powrót. Mam wrażenie, że nikt tutaj tak naprawdę nie wie czy i kiedy przyjedzie następny autobus. Jako, że dzisiaj zaplanowaliśmy plażowanie, aż do znudzenia, udajemy się w kierunku słynnej w tej okolicy plaży Slanica.
Idziemy brudną betonową drogą, przez pole, przez łąkę. Droga dojścia do plaży w niczym nie przypomina Chorwacji, którą pokazują nam biura podróży. W końcu dochodzimy na plażę. Co tu się rozpisywać. Plaża wygląda przepięknie.
Jako, że nie jestem fanem leżenia na plaży i ciągle mnie gdzieś niesie postanowiłem pozwiedzać troszkę wybrzeże. Pobliskie "plaże" są skaliste, ale jeśli szukałbym odpoczynku od cywilizacyjnego zgiełku to tylko tam - na skałach o które rozbija sie błękitny Adriatyk.
Dzisiejsze popołudnie rozgrzewa plażę do temperatur przypominających nam, że nie jesteśmy nad Bałtykiem, a w kraju śródziemnomorskim dlatego podejmujemy decyzję o powrocie do Tribunj i spędzenia wieczoru na "naszej" plaży Bristak. Wracamy na przystanek autobusowy, choć przystankiem jest z nazwy tylko, bo ani rozkładu ani żadnego znaku na nim nie ma. Jest strasznie gorąco, wiata pod którą stoimy nagrzewa się jak szklarnia, a autobus, który miał przyjeżdżać - nie przyjeżdża. Od tubylców dowiadujemy się, że to normalne i na pewno coś przyjedzie. Jest ok. 16:00
popołudniu. Udało się . Wracamy.
W Tribunj odwiedzamy jeszcze restaurację, by zjeść pizzę. Podobno Włosi mawiają, że Chorwaci robią okropną pizzę. Nie byłem nigdy we Włoszech i nie jadłem prawdziwej włoskiej, ale muszę przyznać, że chorwacka smakowała mi bardzo. Pizza w restauracji kosztuje ok. 40zł i ma 35cm średnicy. Dzisiaj czekała nas miła niespodzianka. Otóż po zamówieniu posiłku i odczekaniu kikunastu minut przy stoliku, nagle pod restaurację podjechała z piskiem opon młodsza kobieta, wpadła do lokalu, porozmawiała chwilę z kelnerem, po czym podeszła do nas i mieszanką chorwackiego z angielskim oznajmiła nam, że pizzy nie będzie, gdyż piec uległ awarii. W ramach przeprosin mogliśmy zamówić sobie co chcemy i w ilości jakiej chcemy. Oczywiście pierwsze co mi przyszło do głowy to półmisek owoców morza kosztujący tu w sezonie majątek, nawet dla gości z zachodniej Europy. Zdaliśmy się na rade właścicielki restauracji i zamówiliśmy spaghetti z owocami morza, które szczerze polecam każdemu. Było przepyszne.
W tym miejscu warto zauważyć, że kupienie na bazarze muli, ostryg, czy ryb w sezonie graniczy z cudem. Jadąc do Chorwacji byłem pewien, ze najem się do syta ośmiornic i innych specjałów śródziemnomorskich, jednakże kupienie ich w sklepie jest niemożliwe. Na bazarze w Vodicach owszem, można kupić ryby o dziwnych kształtach i kolorach jednakże są w cenie złota. Od tubylców dowiedziałem się, że ceny specjałów śródziemnomorskich są w sezonie kilkakrotnie nawet wyższe, a wszystkie zapasy z połowów wykupują restauracje. Nawet oni, miejscowi maja problem z dostaniem
owoców morza i kupują je tylko z wiadomych sobie, prywatnych źródeł.
Jeśli ktoś się zna na muszlach i zwierzątkach muszle zamieszkujących może je sam pozbierać w czasie odpływu. Co prawda pływy są tutaj niewielkie, ale podczas odpływu woda potrafi opaść o ok. 1m dzięki temu odsłania skały na których pojawiają się przyklejone do nich czarne i ciemnoszare muszle. Zbierają tych muszli całe wiadra. Niestety nie bardzo wiem co mógłby z takimi muszlami zrobić zatem odpuściłem sobie ich zbieranie. W Tribunj można także łowić ryby, bezpośrednio z brzegu. Wieczorami tuż przy wyspie zbierają się wędkarze i łowią w morzu rożne kolorowe okazy wielkości ok. 20 cm. Metoda to delikatny feeder czyli drgająca szczytówka. Gruntówka z jednym haczykiem i oliwką 10-20 g, fal tutaj w zasadzie nie ma zatem brania są bardzo dobrze widoczne. Niestety nigdzie nie znalazłem informacji czy trzeba mieść pozwolenie i jak wyglądają ewentualne opłaty za łowienie w morzu.
Co miłe to szybko się kończy pora zatem kończyć. Spędziliśmy tu tydzień. Nie zobaczylismy zbyt wiele. Przetarliśmy tylko szlaki. Wyprawa miała być i była zorganizowana z marszu. Cchiałem zobaczyć powąchac ten kraj. Teraz już wiem, że nie była to pierwsza wyprawa w te rejony i będe tu wracał w przyszłosci.
Pozostawiam Was jeszcze z kilkoma informacjami na temat Tribunj i ookolic:
co warto jeszcze zobaczyc, a czego My z różnych wzgledów nie zobaczyliśmy:
1. Park Narodowy Kornati: https://wyspy-kornati.chorwackie.pl/

2. Park Narodowy KRKA: https://park-narodowy-krka.chorwackie.pl/ Do Parku można dostać się łodzią w cenie 250 KN za osobę lub autobusem/autostopem. Niestety brak bezpośredniego połączenia z Vodic. Trzeba jechac z Vodic do Szybenika i stamtąd do Parku. robi sie w ten sposób kółko, ale nie mając samochodu nic innego nie wymyślimy.
3. Split - choć oddalony od Trogiru, który zwiedziliśmy jest niewiele, niestety nie udało nam się go zwiedzić. Do Splitu praktycznie co godzinę jedzie jakiś autobus z Vodic lub Szybenika.
Na zakończenie wrzucam jeszcze kilka zdjęć....oby do rychłego zobaczenia Chorwacjo!

Zwierzątka morskie. Po lewej coś przypominające ślimaka, a po prawej jeżowiec. Ten chyba jadowity bo kolce są wydrążone w środku niczym igły strzykawek.
A tak powstają plaże w Chorwacji...

No to startujemy....

Kilka słów podsumowania finansów:
Przejazd samochodem Bydgoszcz - Berlin - Bydgoszcz = 200 zł
Przelot linią Ryanair: Berlin - Zadar - Berlin = ok. 1300 zł ( 4 osoby + 1 bagaż rejestrowany)
Wynajęcie apartamentu: 30 E/dzień x 7 dni = ok. 900 zł
Razem: 2400 zł.
Wyżywienie + wycieczki na miejscu = ok. 2000 zł....oczywiście można wydac i 4 tys. nic nie stoi na przeszkodzie :)
Wspomnienia utrwalone na dysku twardym w głowie - bezcenne.